Dzień dobry!
Witam Was ponownie w moich skromnych progach. Mamy przemiły, spontaniczny poniedziałek. Pomijając oczywiście fakt, że co rusz widzę te charakterystyczne tęczowe, a trochę rzadziej biało-czerwone zdjęcia moich znajomych. To takie...niesmaczne. No bo co, "ustawię sobie tęczowy filtr, niech wszyscy wiedzą jaka to ja jestem tolerancyjna". To chyba nie tak powinno działać, co?
I teraz uwaga, zaskoczenie- dzisiejszy post o tolerancji nie będzie. A bo czemu miałabym jak wszyscy skakać i krzyczeć :D
Czas. Odwieczny wróg każdego z nas. Wiecie, siadacie do książki o 20 i nagle ni stąd, ni zowąd robi się 2. Nie mam bladego pojęcia w jaki sposób to się dzieje. Nawet jak gram w jakąkolwiek grę, to co? Nie mogę zdobyć tyle doświadczenia ile mi potrzeba do awansu bo przecież już północ. No i wychodzi kto po nocach siedzi, żeby nabić level :P
Zgadnie ktoś czemu ustaliłam posty tylko na dwa dni w tygodniu? No? O, ta pani, tak, tak, ta z tyłu. Dokładnie, nie mam czasu na więcej. Ja to w sumie na nic nie mogę go znaleźć. A jak już zdarzy się ta wolna chwilka to prawie od razu sobie ucieka. Co to ma być ja się pytam. Gdzie te moje 24 godziny. Okej, nie bądźmy tacy wybredni- chcę chociaż 12h.
Czytałam, że to wszystko przez złą organizację czasoprzestrzeni. Toteż postanowiłam się naprawić i kupiłam przeuroczy kalendarzyk. "Dużo rubryczek, jak ja to wypełnię"- pomyślałam pierwszy raz zabierając się za tą swoją czasoprzestrzeń. Dwa tygodnie przebiegły wprost idealnie. Każdy moment wiedział kiedy nastąpić. Dopiero później coś mi do łba strzeliło "po co zapisywać, zapamiętam". Nie zapamiętałam. W rytm było ciężko się wstrzelić, więc kalendarz poszedł w odstawkę.
Powiedziano mi "rób sobie notatki". No to Arbuz poleciał do sklepu, kupił kolorowe karteczki, samoprzylepne, zwykłe, cały stosik. Biurko, półki, nawet trochę ściany nabrały dość jaskrawych barw. I gdyby to jakoś pomogło, to przecież przebolałabym ten zaplanowany bałagan. Niestety i ta próba zakończyła się fiaskiem.
Były jeszcze te słynne aplikacje na telefon, ale tutaj to nawet nie będę się odzywać. Nerwy, nerwy i jeszcze raz nerwy, ahah.
Może to ja jestem jakaś dziwna, nie wiem. Nic na mnie nie działa. Nie dość, że leń to jeszcze niezorganizowany. A przecież się staram.
Na dziś to koniec mojego marudzenia. Poradźcie mi coś może. No i mam nadzieję, że pocieszycie mnie, mówiąc (a raczej pisząc, ale jakie to ma teraz znaczenie) "Arbuziku, nie martw się, nie tylko ty jesteś taką nienaprawialną jednostką".
Nienaprawialne jednostki, łączmy się!
Nienaprawialne jednostki, łączmy się!
Ktoś chce zużyć kilka minut swojego życia na przyjemne dźwięki? Tak? Proszę bardzo: